niedziela, 31 lipca 2011

Zarządzanie romansem w firmie

Romans w miejscu pracy jest zjawiskiem powszechnym w wielu organizacjach. Pracując spędzamy blisko 1/3 doby, stąd tak duże prawdopodobieństwo uwikłania się w bardziej zażyłe relacje w miejscu pracy. Tak rozpoczęte związki czasem przechodzą bez echa, czasem wywołują burzę, strącając ze stanowisk jednego, bądź oboje kochanków.

Przeciwnicy flirtu w pracy mogą nazwać pracownicze romanse ,,złem koniecznym” – nie sposób ich ograniczyć czy zabronić. Zawiązywanie się mniej lub bardziej intymnych relacji między pracownikami jest zjawiskiem wymykającym się zakazom przełożonych. Internet roi się od poradników zawierających zbiór dobrych praktyk związanych z zawiązywaniem i utrzymywaniem romansu (jawnego lub ukrytego) w pracy. Liczba komentarzy pod każdym z tego typu artykułów może świadczyć o popularności tego zjawiska. Wynika z tego, że pracownicy biorą pod uwagę flirt ze współpracownikami, a pracodawcy tego właśnie pragną uniknąć – i tutaj zaczyna się zabawa w „kotka i myszkę”.

Przedsiębiorcy posiadają liczne obawy związane z romansami podwładnych, a praktyka wskazuje,
że częstokroć lęki te są uzasadnione. Nieudany związek może odcisnąć się piętnem na jakość całego zespołu pracowniczego, który przykładowo może podzielić się na dwie frakcje opowiadające się
za jedną lub drugą stroną nieudanego flirtu. Zauroczenie, które mogło być krótkotrwałe, może zaburzyć harmonię zespołu na długie tygodnie. Napięcia związane z pracą z byłym partnerem
(i osobami go wspierającymi) mogą również zmusić wartościowego pracownika do zmiany miejsca pracy. Tym sposobem  pracodawca traci wykwalifikowanego pracownika, w którego dotychczas inwestował.
Inną poważną konsekwencją nieudanego romansu może być pozwanie jednego z uczestników romansu
o molestowanie seksualne. Polskie prawo pracy daje możliwość pociągnięcia do odpowiedzialności byłego partnera, redefiniując go z kochanka do roli oprawcy. Zarzuty o molestowanie seksualne nie godzą wyłącznie w osobę pozwaną – są one ujmą dla całej organizacji, która może zyskać opinię sprzyjającej dewiacyjnym zachowaniom. 

Wydawać by się mogło, że wyłącznie nieudane związki spędzają sen z powiek przełożonym –
tak jednak nie jest. Udany, trwały związek między pracownikami, zwłaszcza obejmującymi stanowiska na różnych szczeblach hierarchii organizacyjnej, może sprzyjać nepotyzmowi i faworyzowaniu. Sytuacja ta negatywnie wpływa również na dynamikę zespołu, w którym pracuje osoba znajdująca się niżej w hierarchii – może spotkać się z zarzutem donosicielstwa czy  osiągania sukcesów wyłącznie dzięki koneksjom, co będzie skutkować wykluczeniem z grupy współpracowników. Z kolei współpraca partnerów na równorzędnych stanowiskach bądź w tym samym zespole może stworzyć zagrożenie utworzenia przez nich nieoficjalnej koalicji, promującej własne pomysły i rozwiązania.

Pojawia się więc pytanie: co zrobić, by związki pojawiające się w organizacji nie zaburzały jej pracy? Przede wszystkim nie powinno się ich zakazywać – wpłynie to bardzo negatywnie na morale zespołu
 i może nieść również inne konsekwencje. Nie można znaleźć stosownego i jednoznacznego uzasadnienia dla takiej praktyki – związki między pracownikami z założenia mają sprawiać przyjemność obojgu partnerom, jeżeli więc nie szkodzą sobie wzajemnie i obie osoby się na to godzą, nie ma podstaw, by zakazywać tego typu relacji. Przekonała się o tym amerykańska firma kurierska UPC, która – jak podaje Newsweek – zwolniła jednego z pracowników z powodu związku z koleżanką z pracy, a następnie, na skutek wyroku sądowego, musiała wypłacić milionowe odszkodowanie.

Jedynym wyjściem pozostaje próba wprowadzenia regulacji czy sposobu nadzorowania związków między pracownikami. Pośród amerykańskich korporacji istnieje norma, nakazująca zgłaszania związków
między pracownikami w dziale kadr. W ten sposób łatwiej regulować wszelkie niespodziewane
czy kłopotliwe sytuacje wynikające z pojawieniem się pary w zespole pracowniczym. Istnieje jednak zagrożenie, że wszelkie spisane nakazy i zakazy mogą rodzić mniej lub bardziej jawny sprzeciw podwładnych. Bardziej łagodną formą regulacji firmowych romansów jest nieoficjalna, indywidualna rozmowa, podczas której przełożony będzie mógł się upewnić, że na skutek intymnej relacji pracowników nie ucierpi interes firmy. Ważna jest umiejętność obserwacji przez zwierzchnika obojga partnerów, ponieważ może
on pokierować ich pracą w ten sposób, by oboje pracowali jak najefektywniej. Partnerzy mogą się wzajemnie rozpraszać lub wręcz przeciwnie – będą prześcigać się w pracy.

Romans w pracy jest wyzwaniem nie tylko dla dwojga zakochanych, ale również dla całej organizacji. Zarówno partnerzy, współpracownicy, jak i przełożeni muszą wykazać się profesjonalizmem i dojrzałością, tak, by cały zespół mógł efektywnie pracować w sprzyjającej atmosferze. Badania wskazują, że osoby flirtujące w pracy, chętniej do niej przychodzą i cechuje ich większy zapał do wykonywania swoich obowiązków. Zadajmy sobie więc pytanie: akceptować firmowe romanse czy ich nie akceptować? Jakąkolwiek odpowiedź Państwo wybierzecie, trzeba pamiętać by zachować równowagę pomiędzy tym,
co mówi serce i tym, co dyktuje rozum.

czwartek, 28 lipca 2011

Top 10 błędów w CV

Curriculum Vitae, z łac. ,,bieg życia” jest obecnie najczęściej wymaganym dokumentem aplikacyjnym. CV szybko wyparło niegdyś popularne życiorysy, a sukces ten zawdzięcza swojej jasnej, przejrzystej i czytelnej formie, a także pewnej dozie ujednolicenia formy (chociaż liczba wariacji układów CV jest znaczna). Osoba rekrutująca w trakcie czytania CV intuicyjnie wie, gdzie powinny się znaleźć określone informacje na temat życia zawodowego kandydata. Choć Curriculum Vitae jest dość przystępną metodą zaprezentowana dotychczasowej aktywności zawodowej, okazuje się, że sprawia ona jednak trudności wielu osobom. Pytając doświadczonego rekrut era o to, w której części CV możemy popełnić błąd, odpowie on – w każdej.

Przytoczone niżej przykłady są autentyczne (niektóre nieco zmienione, by nie ujawniać personaliów osób, których dokumenty aplikacyjne były dla mnie inspiracją).

1.    Format i nazwa pliku:
Częstym błędem, tudzież zaniedbaniem jest zapisywanie dokumentów aplikacyjnych w formacie niemożliwym do odczytania, bądź utworzenie ich w bardzo starej wersji popularnego edytora tekstowego (tekst cudownie się ,,rozjeżdżał”, a misternie tworzone tabele tworzyły chaotyczną plątaninę kolumn i wierszy)
Nazwa pliku również może przyprawiać o szybsze bicie serca, bądź nawet o salwę śmiechu; zdarzają się takie nazwy plików jak: ,,moja cefałeczka.doc”, ,,CV Asiulki.doc”

2.    Forma CV:
Jednym z najbardziej interesujących CV, które miałam przyjemność trzymać w swoich rękach, zaczynało się od słów:
,,Nazywam się Jan Kowalski, mam 43 lata, posiadam żonę i trójkę dzieci (Jaś – 9 lat, Krzyś 10 lat, Małgosia 12 lat). Mój ojciec, Bolesław, był z zawodu cieślą, moja matka, Jadwiga, była księgową(…)”
Po tak podniosłym wstępie i przybliżeniu historii rodzinnej, autor tegoż dokumentu zamieścił tabelę z doświadczeniem zawodowym i innymi typowymi elementami.

3.    Zdjęcie:
Osoby aplikujące na różne stanowiska pracy są w stanie zaskoczyć rekrutera inwencją w załączaniu niepoprawnych zdjęć, często wśród nich zdarzały się fotografie: zbiorowe (więcej niż jedna osoba na zdjęciu), w stroju nieformalnym (hawajskie koszule zdają się być standardem), z zabytkiem w tle (od Ratusza w Zamościu, po Wieżę Eiffla), z imprezą w tle (nie ważne czy to były imieniny babci, czy hulanka w akademiku) i wiele innych. Do częstych błędów należy również zamieszczanie zdjęcia nieostrego, bądź w niepoprawnym formacie. Coraz częściej, w dobie popularności Photoshop’a, trafiają się również zdjęcia przeretuszowane.

4.    Dane osobowe:
Do najciekawszych błędów w tej części CV należy wymienianie całego składu rodziny wraz z wiekiem w rubryczce ,,stan cywilny”. Nie można jednak zapominać o jednym z najpoważniejszych grzechów osób ubiegających się o pracę – adres e-mail. CV, które ma się stać gwoździem do zawodowej trumny powinno mieć uroczy, zabawny, szokujący lub inny przykuwający uwagę adres. Przykłady: twoja_kicia@ghjk.pl, dajnawino@pieklo.pl, szatan666@buziaczek.pl.

5.    Chronologia:
- przedstawianie danych w sposób odpowiadający chronologii czasowej (powszechnie obowiązuje zasada odwróconej chronologii – od ostatniej aktywności, do wcześniejszych)

6.    Wykształcenie
W rubryce ,,wykształcenie” często zdarzają się dwa błędy:
- podawanie zdrobniałych czy kolokwialnych nazw jak ,,zawodówka”, zamiast Zasadniczej Szkoły Zawodowej, bądź ,,ogólniak”, zamiast Liceum Ogólnokształcącego
- ujmująca, ale nadmierna szczerość, która polega na wypisywaniu szkół, których się nie ukończyło, np. Uniwersytet im. Adama Mickiewicza, Wydział Studiów Edukacyjnych, Pedagogika, spec. Resocjalizacja (przerwane po dwóch latach)

7.    Doświadczenie zawodowe
Jest to zazwyczaj najbardziej obszerna, ale równiej najbardziej obfitująca w błędy część CV. Do najciekawszych należą:
-mylenie bycia petentem Urzędu Pracy z byciem pracownikiem tegoż że Urzędu, przykład:
09-2007 – 12.2007 Miejsce pracy: Urząd Pracy Wykonywana praca: Bezrobotny z prawem do zasiłku
- przedstawianie niejasnych, bądź zbędnych informacji, np. pełnego  adresu firmy lub wypisanie nazw firm z ominięciem nazw stanowisk, które się obejmowało
- literówki w nazwach przedsiębiorstw lub nazwach miast i krajów, np. Wolksvagen, praca w Finlandji itp.

8.    Umiejętności
- niejasne formułowanie posiadanych umiejętności, np. szybko klimatyzuję się z grupie, język angielski w stopniu powyżej zaawansowanego, biegła jazda samochodem, pisanie
- podawanie umiejętności, których się nie posiada, bądź z którymi kandydat sobie źle radzi, np. kiepska obsługa komputera

9.    Zainteresowania
- zbyt ogólne: muzyka, literatura, psychologia

10.    Klauzula
- klauzula zezwalająca na przetwarzanie danych osobowych jest konieczna, jej brak – według prawa – powinien dyskwalifikować dane CV z postępowania rekrutacyjnego

środa, 27 lipca 2011

Absolwent niepotrzebny

Znają języki, posiadają dyplom (lub dyplomy) wyższej uczelni i bogate zainteresowania. Niektórzy z nich uczestniczyli w międzynarodowych wymianach studentów. Uczestniczyli w wielu szkoleniach i kursach. Ich losy są różne, jednak dla każdej biografii można znaleźć wspólny mianownik – są absolwentami, którzy nie mogą znaleźć pracy. Nazywani są straconym pokoleniem.

Pierwotnie mianem straconego pokolenia (ang. lost generation) określano osoby urodzone około 1898 roku,  które uczestniczyły w I wojnie światowej. W dobie powszechnego bezrobocia absolwentów wyższych uczelni, którzy urodzili się w latach 80-tych, określenie to przeżywa obecnie swój renesans i posługuje się nim nawet Międzynarodowa Organizacja Pracy. Jeszcze kilka lat temu absolwenci wyższych uczelni uznani byliby za skazanych na sukces. Obecnie nikt nie ma złudzeń co do tego, że ich przeznaczeniem jest bezrobocie. W I kwartale 2011 roku blisko 20% absolwentów uczelni wyższych nie posiadało pracy.

STUDENTÓW CI U NAS DOSTATEK

Przyczyn bezrobocia wśród absolwentów szkół wyższych jest wiele, począwszy od uwarunkowań lokalnego rynku pracy, poprzez skutki minionego światowego kryzysu gospodarczego, a na indywidualnym losie i decyzjach jednostki kończąc. Jednym z istotnych, ale często przemilczanych czynników determinujących stopę bezrobocia jest poziom aspiracji edukacyjnych młodzieży. Uczniowie gimnazjów coraz częściej wybierając szkołę średnią, decydują się na wybór liceum ogólnokształcącego (w styczniu 2007 roku nieco ponad połowa uczniów deklarowała chęć kontynuowania nauki w liceum ogólnokształcącym, z każdym rokiem procent ten wzrasta), które – de facto – nie przygotowuje do wykonywania żadnego zawodu, w przeciwieństwie do zasadniczych szkół zawodowych i technikum. Dalszą drogą kształcenia dla absolwentów liceum są szkoły policealne i uczelnie wyższe, które uznawane są za bardziej prestiżową instytucję oświatową i tym samym są częściej wybierane. Tak duży popyt na tego typu usługi edukacyjne wpłynął na powstawanie prywatnych uczelni wyższych, których oferta kierunków i specjalności staje się coraz bardziej zróżnicowana.
W związku ze wzrostem liczby wyższych uczelni różnego typu (uczelnie humanistyczne, przyrodnicze, techniczne, medyczne, artystyczne, medyczne itd.), liczba absolwentów ustawicznie rośnie. Nasycenie rynku pracy absolwentami, powoduje spadek wartości posiadanego dyplomu. Obecnie tytuł magistra posiada dużo mniejsze znaczenie, aniżeli bycie abiturientem w czasach powojennych.  Jednocześnie studenci borykają się ciągle z mitem niesamowitej kariery i jeszcze bardziej zdumiewających zarobków po ukończeniu studiów. Miesiące, a nawet lata bezowocnego poszukiwania pracy jest gwałtownym zderzeniem z rzeczywistością, które budzi rozgoryczenie, rezygnację oraz stopniowe, ale stałe obniżanie się aspiracji i motywacji do szukania pracy.

ABSOLWENT SPISANY NA STRATY?

Sytuacją nieco groteskową jest przesycenie rynku pracy osobami z wyższym wykształceniem, przy niedoborze absolwentów zasadniczych szkół zawodowych i techników. Do grupy zawodów deficytowych, a więc tych, których najbardziej brakuje na rynku pracy, należą m.in. kierowcy, spawacze, sprzedawcy, elektrycy czy operatorzy maszyn, a więc zawody i specjalności, do których wykonywania wystarczy średnie wykształcenie.  W grupie zawodów nadwyżkowych, czyli tych, których przedstawicieli było zbyt wielu w stosunku do zapotrzebowania na rynku pracy, znalazły się takie zawody jak: lekarz, historyk czy politolog – są to zawody wymagające wyższego wykształcenia. Pomimo spadku zapotrzebowania na absolwentów poszczególnych kierunków studiów, uczelnie nie ograniczają liczby przyjmowanych studentów, wobec tego na rynek pracy corocznie wkraczają kolejne setki absolwentów z nikłymi szansami na podjęcie pracy.

Kolejnym mankamentem rzutującym na losy członków straconego pokolenia jest ich… wiedza. Absolwenci opuszczają mury uczelni przeteoretyzowani – choć mają często i bogatą wiedzę, nie potrafią zastosować jej w praktyce, bądź też są na tyle mocno związani ze sztywnymi algorytmami postępowania wyuczonymi podczas studiów, że mają problemy z elastycznym podejściem do zmieniających się sytuacji w życiu zawodowym.
Pokutuje również panująca jeszcze do niedawna opinia, że obowiązkowe praktyki studenckie są czymś niepotrzebnym i zabierającym czas. Wobec tego, praktyki ograniczały się do znalezienia osoby, która mogłaby przybić pieczątkę na uczelnianych formularzach i napisania sprawozdania z zajęć, które nigdy się nie wykonało. Tym sposobem student odbywał fikcyjne praktyki, z których nie wynosił żadnego doświadczenia, jakże istotnego w procesie poszukiwania pracy. 

Niechęć do odbywania praktyk ma źródło również w przekonaniu, że dyplom licencjata, magistra czy inżyniera jest gwarantem wysokich i dobrze płatnych stanowisk. Rzeczywistość jest jednak inna. Warunkiem zdobycia dobrej pracy jest odpowiednie do niej przygotowanie, poparte wiedzą i doświadczeniem. To ostatnie można zdobyć – przede wszystkim – poprzez odbywanie praktyk, w zdecydowanej większości bezpłatnych. Praca za darmo często odstrasza młodych ludzi, jednak eksperci zajmujący się zatrudnieniem i pracodawcy uznają odpowiednią praktykę za warunek niezbędny do podjęcia pracy w zawodzie.

IDĄ ZMIANY

Jesteśmy świadkami znaczących przeobrażeń w mentalności Polaków. Jeszcze do niedawna posiadanie dyplomu wyższej uczelni wiązało się z prestiżem, uznaniem, dobrym stanowiskiem i wysokimi zarobkami. Przeświadczenie to zakorzenione w świadomości społeczeństwa ma się nijak do współczesnych realiów. Rynek pracy i gospodarka są dynamicznymi tworami, które zmieniają się szybciej niż system edukacji i społeczne przekonania. Pojawia się więc bolesny dysonans pomiędzy oczekiwaniami a rzeczywistością – stąd wynika rozczarowanie i nieumiejętność poradzenia sobie z sytuacją, gdy pomimo wszechstronnego wykształcenia, nie można znaleźć odpowiedniej pracy.

Absolwent, który pozostaje długotrwale bezrobotny powinien wziąć pod uwagę zmianę w swoim nastawieniu – ograniczyć oczekiwania względem pracodawcy, a jednocześnie więcej wymagać od samego siebie, ponieważ – jak pokazuje rzeczywistość – tytuł magistra nie jest równoznaczny z byciem specjalistą, który może dyktować warunki podczas rozmowy w sprawie pracy. Nie oznacza to jednak, że student powinien wyzbyć się wszelkich oczekiwań. Należy cenić swoje zdolności, umiejętności i czas, jednak powinno się te wszystkie elementy traktować jako środki inwestycyjne, które można zainwestować mniej lub bardziej trafnie.