środa, 19 grudnia 2012

Zainteresowania w CV

Tak jak wisienka wieńczy deser, tak nagłówek ,,zainteresowania" - zazwyczaj - stanowi epilog naszego CV. Czy zainteresowania kandydata mają znaczenie? Jakie hobby jest milej postrzegane? Odpowiedź ponownie może być tylko jedna - ilu rekruterów, tyle punktów widzenia. Jedno jest pewne - są sformułowania niedozwolone w tej części dokumentów aplikacyjnych.

MUZYKA, PSYCHOLOGIA I INNE OGÓLNIKI

Jednym z grzechów głównych kandydatów jest operowanie ogólnikami. W ,,zainteresowaniach" należałoby coś wpisać, pytanie co? Najlepiej coś na tyle ogólnego i pojemnego, aby brzmiało dumnie i zapewniło poczucie bezpieczeństwa na wypadek pytań o hobby. Plan może się powieść, pod warunkiem, że nie trafimy na rekrutera, który zechce nas odpytać z tego ogólniku. Przykładowo:

Jednym z najczęściej wpisywanych zainteresowań jest ,,psychologia". Jeśli więc kandydat interesuje się ,,całą" psychologią, powinien orientować się m.in. psychologią poznawczą, psychologią rozwojową, psychologią kliniczną, czy też psychologią pracy. Osoby, które rzeczywiście posiadają podstawową wiedzą na temat tej nauki, z pewnością zdają sobie sprawę jak wiele zagadnień wiąże się z każdym z wymienionych obszarów. Jeśli więc nie chcemy zostać wyrwani do odpowiedzi z tak obszernego tematu, zawężmy zainteresowanie do konkretnego obszaru, np. psychologii pracy. Nie brzmi to już jak popularny banał i jednocześnie ukierunkowuje uwagę rekrutera na właściwy tor. Takie sformułowanie jest w swej wymowie również zdecydowanie bardziej wiarygodne.

ZAINTERESOWANIE - TYLKO SPÓJNE Z ZAWODEM?

Oczywiście, z przyjemnością prowadzi się rozmowy z pasjonatami, dla których aktywność zawodowa jest w rzeczywistości możliwością do realizowania swojego hobby (np. cieśla, który uwielbia majsterkowanie i prace manualne, zapewne bardziej niż inni spełnia się w swojej pracy). Zainteresowania mogą więc potwierdzać nasze przywiązanie do zawodu lub branży, w której chcemy pracować. Warto wówczas w CV wyeksponować te obszary, które w szczególności nas pasjonują - w ten sposób podkreślimy, że jesteśmy prawdziwymi znawcami tematu (np. dla HRowca mogą to być takie obszary jak motywowanie, wzbudzanie zaangażowania czy też kreowanie ścieżek kariery). 

Czy należy wypisywać tylko zainteresowania spójne  z pracą, o którą się ubiegamy? Kilka lat temu spotkałam się z zarzutem, że w swoich dokumentach aplikacyjnych zainteresowania związane z zarządzaniem zasobami ludzkimi zajmują zbyt mało miejsca. Z drugiej jednak strony każdy człowiek ma wiele różnych hobby lub pasjonuje go kilka tematów. Jestem zdania, że nie powinno się idealizować swojej kandydatury i w tej szczególnej części CV, jakim jest rubryka ,,zainteresowania", pozwolić poznać się rekruterowi jako niepowtarzalna jednostka. Jeśli aplikujemy na stanowisko ochroniarza, może nas przecież pasjonować malarstwo, czy też będąc lekarzem, mamy prawo interesować się czymś więcej niż np. zaburzeniami immunologicznymi. 

Z ciekawym podejściem rekrutera spotkała się moja znajoma, która relacjonując przebieg swojej rozmowy rekrutacyjnej wskazała, że osobie prowadzącej spotkanie szczególnie przypadła do gustu mnogość jej zainteresowań niezwiązanych z zawodem. Zachwyt wynikał z przekonania rekruterki, że te odmienne i różnorodne zainteresowania pozwolą kandydatce na uniknięcie wypalenia zawodowego i zmęczenia branżą.

Wypisując swoje hobby, warto zachować równowagę, pomiędzy tym co związane z zawodem, a pasją z nim niepowiązaną, zgodnie z powiedzeniem ,,nie samą pracą żyje człowiek."



czwartek, 6 grudnia 2012

Kłamstwo na rozmowie rekrutacyjnej

Sponsorem dzisiejszego wpisu jest kandydat, który utkwi w mej pamięci na długo. Czym się ów kandydat wyróżnia na tle pozostałych? Otóż kłamał.

Wydawałoby się, przepis na kłamstwo idealny. W życiorysie widnieją dwie pozycje z dość rozsądnymi okresami zatrudnienia. Pierwsze zatrudnienie miało miejsce dawno, powiedzmy,około ośmiu lat temu, a więc istnieją marne szanse, że nawet bardziej dociekliwy rekruter zadzwoni do tego przedsiębiorstwa z prośbą o udzielenie referencji. Drugi okres zatrudnienia znacznie dłuższy - kandydat płynnie przeszedł z jednego miejsca pracy do drugiego i pracuje u drugiego pracodawcy - rzekomo - do dzisiaj. Ponownie rekruter, któremu etyka nie pozwala dzwonić do obecnego pracodawcy, ma utrudnione zadanie, jeśli chodzi o zasięgnięcie języka na temat danego kandydata. 

Przyjmijmy, że kandydat kłamie i zmyślił swoje stanowisko u ,,obecnego" pracodawcy. Czy kłamstwo może dać mu szansę na sukces?

KŁAMSTWO IDEALNE ISTNIEJE?

Można sobie zadać pytanie, czy jest szansa, by kandydat od początku do końca zmyślił sobie historię zatrudnienia i przedstawił swój życiorys jako zbiór wiarygodnych informacji. Sytuacja opisana powyżej może być dość dobrą bazą pod kłamstwo, oczywiście, jeśli wpiszemy w CV nazwy pracodawców, które są obce osobie rekrutującej. Ściślej: osoba lub osoby przeprowadzające rozmowę rekrutacyjną (często na rozmowie pojawia się duet - reprezentant działu personalnego oraz kierownik działu, który potencjalnie będzie naszym przyszłym przełożonym) nie mają bladego pojęcia na temat wymienionych w życiorysie firm, nie pracowały tam czy też nie znają osób, które mogłyby tam pracować.

Powiedzmy, że osoby rekrutujące uwierzyli, że pracowaliśmy w miejscach, które opisaliśmy w swoich dokumentach aplikacyjnych. Czas więc na zakres obowiązków. Cytując klasyka ,,i tutaj zaczynają się schody." Jeśli chcemy opowiadać o stanowisku i środowisku pracy, które są nam bliskie niczym procedura przygotowująca do skoku ze stratosfery, możemy się pożegnać z wizją otrzymania pracy w danej firmie. Kandydat, który zainspirował mnie do napisania tego artykułu, nie potrafił podać podstawowych informacji na temat funkcjonowania przedsiębiorstwa, którym - jak twierdził - zarządzał. Kolejne pytania o specyfikę pracy tylko pogłębiały rozbawienie osób przeprowadzających rozmowę. Co ciekawe, zgubnymi dla kandydata nie okazały się pytania dotyczące jego zakresu obowiązków, a proste zagadnienia związane z pracą - podobno - podlegającego jemu zespołu.

ZMYŚLAĆ CZY NIE ZMYŚLAĆ?

Sytuacja na rynku pracy jest zła - nie ma wątpliwości. Nawet osoby z dużym i ciekawym doświadczeniem w wielu branżach mogą mieć kłopoty ze znalezieniem pracy. W akcie desperacji niektórym może przyjść do głowy pomysł, aby podrasować swoje CV jakimś nietuzinkowym i jednocześnie kłamliwym wpisem. Jest to ryzykowne zagranie, ponieważ kłamstwo może nas zdyskwalifikować na niejednej rozmowie i w niejednej firmie. Co więcej, nawet jeśli dostaniemy angaż, oszustwo może wyjść na jaw już w trakcie pracy. Kompromitacja będzie wówczas dużo większa, a nasza reputacja z pewnością na tym straci. W dobie globalnej i szybkiej wymiany informacji, wieść o kłamliwym pracowniku w mgnieniu oka może dotrzeć do kolejnych reprezentantów branży, w której chcielibyśmy znaleźć pracę.

czwartek, 22 listopada 2012

Czy ktoś czyta listy motywacyjne?


Prowadząc warsztaty z zakresu przygotowywania się do rozmów rekrutacyjnych, zetknęłam się z ciekawym i – jakże szczerym – pytaniem: czy ktoś w ogóle czyta listy motywacyjne? Odpowiedź, oczywiście, nie może być jednoznaczna.


CV CZY LIST MOTYWACYJNY – CO JEST WAŻNIEJSZE?

Rekruter dokonując selekcji napływających dokumentów aplikacyjnych często ma bardzo ograniczony czas, jaki może poświęcić na tę czynność. Wobec powyższego stara się w możliwie najkrótszym czasie dokonać wstępnej oceny jakości kandydatur. Jak tego dokonuje? W pierwszej kolejności osoba prowadząca rekrutację zapoznaje się z CV kandydata, które jest kompleksowym i zwięzłym źródłem informacji na temat przebiegu kariery zawodowej.  Można uznać, że pierwsze wrażenie wywołujemy nie podczas rozmowy kwalifikacyjnej, ale właśnie poprzez curriculum vitae. Dlatego tak ważne jest, by CV było estetyczne i zawierało maksymalną ilość informacji ,,w pigułce”. Rekruter niczego innego nie pragnie, aniżeli znaleźć satysfakcjonujące go informacje (czyli dowody na to, że spełniamy wymogi postawione w ofercie pracy), dlatego też zróbmy wszystko, by w CV miał wszystko podane ,,na talerzu”.

KROPKA NAD ,,I” – LIST MOTYWACYJNY

List motywacyjny powinien być kontynuacją i rozwinięciem lapidarnych sformułowań, które zawarliśmy w CV. Jeżeli w ofercie pracy wymaga się od nas umiejętności sprzedaży, w CV zamieszczamy o tym krótką informację w zakresie obowiązków, natomiast w liście motywacyjnym możemy pochwalić się swoimi osiągnięciami w tym obszarze.

Czy ktokolwiek czyta listy motywacyjne i kiedy to czyni? Ilu rekruterów, tyle opinii, jednak listy motywacyjne uznaje się na ogół za dodatek do CV. Jest on niewątpliwym wsparciem dla naszej kandydatury, ponieważ staje się on naszym emisariuszem, dodatkowym nośnikiem informacji o naszych atutach. Dobry, a więc estetycznie zredagowany i treściwy, list motywacyjny pozwoli rozwiać wątpliwości rekrutera i przekonać go do naszej kandydatury. W przypadku, gdy osoba rekrutująca nie jest pewna, czy warto się z nami spotkać, sięga właśnie po list motywacyjny.

Dodatkową rolą listu motywacyjnego jest sprawdzenie, czy kandydat… potrafi redagować teksty i perfekcyjnie zna pakiet MS Office (co deklaruje 99% kandydatów). Jeśli więc kandydujemy na stanowisko, które wymaga od nas zdolności literackich czy też redakcyjnych, napisanie doskonałego listu motywacyjnego powinno być dla nas priorytetem.

WYSYŁAĆ CZY NIE WYSYŁAĆ?

Bardzo wielu kandydatów nie załącza listów motywacyjnych, nawet, gdy ogłoszenie rekrutacyjne zawiera jasną informację o konieczności przesłania tego dokumentu. Co może pomyśleć rekruter? Być może kandydat masowo wysyła swoje CV i – zwyczajnie – nie chce mu się dodatkowo pisać listów motywacyjnych do każdej firmy. Inną opcją jest to, że kandydat - być może - nie potrafi czytać ze zrozumieniem (co go dyskredytuje, gdy ta umiejętność jest wymagana u potencjalnego pracownika). Można jeszcze mnożyć możliwości, jednak każda z nich przemawia na niekorzyść osoby starającej się o pracę.

poniedziałek, 5 listopada 2012

List motywacyjny w pięć minut


Pisanie listu motywacyjnego jest prawdopodobnie najmniej lubianym etapem starania się o pracę.  Istnieje wiele poradników podpowiadających, w jaki sposób zredagować dokumenty aplikacyjne, by te były efektywne (i efektowne). Wszystkie rady można ograniczyć do jednego zdania: skonfrontuj ogłoszenie ze swoim doświadczeniem.


Warto pamiętać, że o ile CV może być dość uniwersalne (dla konkretnej branży) i zawierać wiele informacji na temat naszej kariery zawodowej, o tyle list motywacyjny powinien być stricte odpowiedzią na konkretną ofertę pracy.

WSTĘP

Początek listu motywacyjnego powinien jasno wskazać na jakie stanowisko kandydujemy. Jedna firma może prowadzić wiele procesów rekrutacyjnych, dlatego też zaakcentowanie stanowiska o jakie się ubiegamy, pozwoli przypisać nasze dokumenty aplikacyjne do interesującej nas rekrutacji.

ROZWINIĘCIE

W rozwinięciu listu motywacyjnego udowadniamy, że jesteśmy odpowiednim kandydatem na dane stanowisko. Jak to uczynić? Pisząc list motywacyjny warto mieć w pobliżu ofertę pracy, na którą aplikujemy oraz swoje CV (z rozpisanymi zakresami obowiązków). Pozwoli nam to łatwo skonfrontować wymogi stawiane w ogłoszeniu z posiadanym przez nas doświadczeniem. Z każdego takiego zestawienia, wymogu i doświadczenia, może wyjść jeden akapit tekstu. Przykładowo:

Wymóg: - 2 lata doświadczenia w sprzedaży
Moje doświadczenie: - łącznie 3 lata doświadczenia w sprzedaży (2 lata w firmie X i rok w firmie Y)

Konfrontując wymóg z doświadczeniem udowadniamy pracodawcy, że mieliśmy do czynienia ze sprzedażą i innymi obowiązkami związanymi z handlem:

W firmie X miałem okazję poznać specyfikę pracy sprzedawcy – szybko opanowałem strategie negocjacyjne, sposoby walki z obiekcjami oraz poznałem różne typy klientów. Praca ta wymagała ode mnie szczególnej empatii i wyczulenia na potrzeby moich klientów, przy jednoczesnej dbałości o interes pracodawcy. Od 2011 roku dalej rozwijam swoje umiejętności sprzedażowe w firmie Y, gdzie posiadam większą swobodę działania i odpowiedzialność za realizację planów kwartalnych i rocznych. Wymaga to ode mnie jeszcze większej skrupulatności, systematyczności i samozaparcia , by dokonywać nieustannej ekspansji rynku. Ciężka praca jednak owocuje – w ubiegłym kwartale wykonałem około 130% planów sprzedażowych, co jest dla mnie szczególnym powodem do dumy.

Kolejne akapity konstruujemy w podobny sposób  - wybieramy jeden z wymogów zamieszczonych w ofercie pracy i porównujemy do z naszym doświadczeniem. Oczywiście, nie piszemy w liście motywacyjnym o każdym z wymogów, ponieważ list byłby stanowczo za długi. Pisząc o swoim doświadczeniu, wybierajmy kryteria kluczowe dla danej oferty pracy.

ZAKOŃCZENIE

Zakończenie listu motywacyjnego powinno być zwięzłym podsumowaniem rozwinięcia oraz zgrabną zachętą do spotkania, w celu rozwinięcia treści zawartych w dokumentach aplikacyjnych.

piątek, 2 listopada 2012

Rekrutacja vs Dyskryminacja

Rekrutacja i dyskryminacja nie powinny być ze sobą zestawiane, nie powinno się nawet myśleć o dyskryminacji podczas planowania poszukiwania nowych pracowników. Żaden pracodawca nie przyzna się, że celowo pomija pewne grupy kandydatów, gdy dokonuje nawet wstępnej selekcji aplikacji. Czy w Polsce się więc dyskryminuje, czy też nie?

Swego czasu, gdy odbywałam staż w jednej z bardziej znanych agencji personalnych, klient (a więc zlecający rekrutację), podając kluczowe kryteria wyboru na koniec swego długiego wywodu uraczył pracowników agencji takim stwierdzeniem: ,,...a najlepiej, aby to była starsza, upierdliwa kobieta po pięćdziesiątce". Mniej lub bardziej jawnie zasugerował więc dyskryminację kandydatów ze względu na wiek i płeć. Nie zawsze jednak tak jasno stawia się dyskryminacyjną kawę na ławę rekrutacji. Wielu zleceniodawców nie mówi otwarcie o swoich przekonaniach czy stereotypach, w które wierzy (przykładowo, że młode dziewczyny natychmiast po zatrudnieniu zachodzą w ciążę, a starsi panowie ciągle wyznają zasadę brzmiącą ,,czy się stoi, czy się leży...").

OBRONA PRZED DYSKRYMIANCJĄ - PERSPEKTYWA REKRUTERA

Cóż ma zrobić rekruter, którego zadaniem jest odnaleźć kandydata możliwie najbardziej zbliżonego do wyobrażenia ideału wykreowanego przez zleceniodawcę? Przede wszystkim rolą osoby przeprowadzającej rekrutację jest znaleźć świetnego fachowca z całym inwentarzem jego kwalifikacji, kompetencji, umiejętności i talentów. Płeć, wiek, wyznanie, orientacja seksualna, preferencje polityczne się nie liczą, rekruter musi je ignorować, nawet gdy zlecając rekrutację czyni jakiekolwiek sugestie. Dyskryminacja kandydatów, niezależnie od obszaru dyskryminacji, jest wbrew prawu i - przede wszystkim - wbrew powszechnie uznawanym zasadom moralnym.

W przypadku, gdy rekrutujemy - przykładowo - na stanowisko uznawane powszechnie za typowo ,,kobiece", a naszym faworytem podczas rekrutacji jest mężczyzna, powinniśmy klientowi (zlecającemu rekrutację) racjonalnie uargumentować tą, a nie inną kandydaturę, odwołując się do obiektywnych danych i faktów (np. odpowiedni staż pracy, doświadczenie zbieżne z wymaganym, dodatkowe umiejętności, unikatowe wykształcenie itp.).

OBRONA PRZED DYSKRYMIANCJĄ - PERSPEKTYWA KANDYDATA

Wysyłając dokumenty aplikacyjne nigdy nie możemy mieć pewności kto i z jakim światopoglądem, przemyśleniami oraz przekonaniami je przeczyta. Jeżeli nie należymy do grona optymistów i obawiamy się, że osoba rekrutująca może być z jakiegoś względu uprzedzona do grupy społecznej, którą reprezentujemy, możemy bez obaw w naszym CV pominąć kilka elementów, jak np.:
  • Data urodzenia
  • Stan cywilny
  • Obywatelstwo
  • Zdjęcie
Co więcej, w krajach Zachodniej Europy, w celu uniknięcia dyskryminacji ze względu na pochodzenie, płeć, wiek, kolor skóry czy wyznanie, wysyła się dokumenty aplikacyjne incognito - podając jedynie takie informacje jak dane kontaktowe (numer telefonu, adres e-mail), wykształcenie, doświadczenie, umiejętności, zainteresowania itp. Pomija się więc - wydawałoby się - najważniejszy element CV  jak imię i nazwisko.

Nasuwa się kolejne pytanie - jakie emocje może wzbudzić CV pozbawione elementarnych danych o kandydacie, jakimi są imię i nazwisko. Przesyłając dokumenty aplikacyjne, kandydat musi osiągnąć dwie rzeczy - ukazać siebie jako profesjonalistę, a także zachęcić pracodawcę do spotkania. Czy osoba, która de facto się nie przedstawia, wzbudza zaufanie?

wtorek, 23 października 2012

Treść e-maila w sprawie pracy


Oferty pracy przebrane, curriculum vitae i list motywacyjny napisane – nie pozostało już nic innego jak dodać dokumenty aplikacyjne do treści e-maila i wysłać je do naszego przyszłego pracodawcy.
Pojawia się jednak jeden problem – co napisać w treści wiadomości? 

W rzeczywistości nie trzeba pisać wielkich elaboratów, ponieważ, to co najważniejsze w tej wiadomości, to dołączone do niej załączniki. Redagując treść e-maila powinniśmy – przede wszystkim – jasno napisać, na jakie stanowisko aplikujemy. Pracodawca, do którego kandydujemy może prowadzić jednocześnie wiele procesów rekrutacyjnych, dlatego tak ważne jest, by nasza aplikacja trafiła do właściwej grupy CV. 

Warto też zwrócić uwagę na estetykę wiadomości i poprawność językową czy też właściwą pisownię. Treść e-maila jest pierwszym naszym komunikatem, jaki przeczyta pracodawca. Jeżeli chcemy się zaprezentować jako porządny, kulturalny kandydat, pamiętajmy o elementach właściwych dla oficjalnej korespondencji.
Przykładowa treść e-maila może prezentować się następująco:



Witam,

W nawiązaniu do Państwa oferty pracy zamieszczonej na portalu dam_prace.pl, pragnę zgłosić swoją kandydaturę na stanowisko Głównej Księgowej. W załączniku przesyłam dokumenty aplikacyjne – życiorys oraz list motywacyjny.
          
                                                                    Z poważaniem
                                                                    Anna Nowak

piątek, 19 października 2012

Głos w sprawie straconego/oszukanego pokolenia

Motyw straconego pokolenia raz po raz pojawia się w mediach za sprawą przedstawicieli świata nauki, polityki czy też samych mediów. Jest to temat niezwykle nośny - uczelnie produkują (niczym manufaktura) coraz więcej studentów, których nie jest w stanie wchłonąć rynek pracy. Studenci ci są nie tylko bohaterami, ale też i odbiorcami artykułów o ich biednym, niesprawiedliwym losie - jako sami zainteresowani przypuszczalnie chętniej będą czytać o tym jak system edukacji ich ,,oszukał". Tak więc produkujmy artykuły, a najlepiej i całe serie tekstów dedykowanych bezrobotnym absolwentom.

I tak oto powstaje w 2011 roku cykl publikowany przez Gazetę Wyborczą pt. ,,Stracone pokolenie": http://wyborcza.pl/1,95892,9297366,Stracone_pokolenie___listy.html

Temat w tym roku najwyraźniej nie został wyczerpany, albowiem portal Onet.pl wznowił wątek,  nazywając tym razem owo feralne pokolenie ,,oszukanym": http://wiadomosci.onet.pl/raporty/oszukane-pokolenie/raport-specjalny.html

Jeśli któryś z Czytelników nie wie jeszcze jak mu źle, zapraszam do lektury artykułów z powyższych linków.

KTO JEST WINNY?

Istnienie całej rzeszy bezrobotnych to fakt, któremu nie można zaprzeczyć. Stopa bezrobocia absolwentów w pierwszym kwartale 2012 roku - według GUS - wynosiła nieco ponad 30%. Marnym pocieszeniem jest fakt, że przeciętny bezrobotny spędza na poszukiwaniu pracy 11 miesięcy, a bezrobotny absolwent średnio już tylko 9 miesięcy. Sytuacja absolwentów jest dramatyczna, jednak zdecydowanie zbyt mało mówi się o tym, z czego może wynikać ta sytuacja i co zrobić, by kolejni studenci nie byli skazani na wieczne poszukiwanie pracy. 

Kto jest więc winny? W litanii winowajców podawanych przez media znajdują się - właściwie - wszyscy, od lewicy do prawicy, koalicja, opozycja, niezrzeszeni, a ponadto uczelnie wyższe, rynek pracy, spowolnienie gospodarcze, informatyzacja, obcy kapitał, polski kapitał i mnóstwo innych antagonizmów. 

W rzeczywistości wiele czynników złożyło się na obecną sytuację na rynku pracy, jednak mało kto mówi o grzechu zaniedbania samych zainteresowanych, czyli absolwentów oraz pewnych ubytkach w systemie edukacji.

INNA ORIENTACJA

W polskiej edukacji kuleje poradnictwo zawodowe - działania mające na celu szerzenie poradnictwa zawodowego są znikome, bądź też pozorne (za orientację zawodową młodzieży często odpowiedzialni są pedagodzy szkolni, którzy w wielu przypadkach nie mają czasu na poradnictwo zawodowe, bądź też nie posiadają profesjonalnej wiedzy lub narzędzi do diagnozowania zawodowego). Młodzież często nie ma możliwości zasięgnięcia fachowej porady dotyczącej wyboru dalszej ścieżki kształcenia.

Jest to zgubne zwłaszcza dla młodzieży w wieku gimnazjalnym, która musi bardzo wcześnie dokonać wyboru między ,,zawodówką dla frajerów", ,,obciachowym" technikum czy popularnym liceum. Efektem tego jest znaczny odsetek uczniów, którzy pragną kontynuować naukę w liceum. Nie biorą przy tym pod uwagę faktu, że to właśnie liceum nie daje im żadnego przygotowania zawodowego.Brakuje osób, które uświadomiłyby młodym ludziom, że rynek pracy czeka na kolejnych wykwalifikowanych fachowców w takich zawodach jak - chociażby - elektromechanik czy spawacz. Ofert pracy dla takich osób jest znacznie więcej, aniżeli - przykładowo - dla magistrów politologii czy dziennikarstwa.

Kult liceum i studiów wynika w dużej mierze z przekonań pokolenia rodziców obecnych bezrobotnych studentów. W czasach młodości wspomnianych rodziców, posiadanie dyplomu było synonimem zatrudnienia na intratnym stanowisku. Przekonanie to było tak silne, że zapędziło w mury polskich uczeni najwięcej młodych ludzi, aniżeli w każdym innym kraju Europy. Obietnica prestiżu i awansu społecznego wynikającego ze zdobycia wyższego wykształcenia zepchnęły w cień taki detal jak brak możliwości wchłonięcia przez rynek pracy tak wielkiej rzeszy studentów. Inną kwestią jest ilość studentów studiujących kierunki studiów mało zbieżne z potrzebami rynku pracy.

ZGUBNE WYCZEKANE STUDIA

Na liście winowajców - oczywiście - jest także miejsce dla alma mater przyszłych bezrobotnych. Czy oskarżony rzeczywiście ponosi winę? Misją uczelni wyższych jest działalność naukowa oraz kształcenie kolejnych pokoleń na poziomie akademickim, czyli naukowym. Oczekiwania względem uczelni są jednak zgoła inne, przypominają raczej wymagania względem szkół zawodowych. Otóż, gdy młody człowiek opuści już nieprzygotowujące go do żadnego zawodu liceum, pragnie on w końcu uzyskać jakieś kwalifikacje w ramach trzy- lub pięcioletniej kolejnej szkoły. Jakże wielkie jest zdziwienie studenta, gdy odkrywa, że studia, to przede wszystkim wiedza teoretyczna, a dopiero w drugiej kolejności - praktyka przygotowująca do wykonywania zawodu.

Szkolnictwo wyższe zmienia jednak powoli swoje podejście i na nowo definiuje swoją misję, by spełniać oczekiwania swoich studentów-klientów. Dostosowują się czasem nawet do tego stopnia, że zupełnie zatracana jest idea nauczania na poziomie akademickim. Klient płaci, klient wymaga - a zyski liczone są od głowy (biretu). Tak gorzka konkluzja wynika z dramatycznego listu, który wystosował do studentów profesor Jan Stanek, pracujący w Zakładzie Fizyki Medycznej Instytutu Fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie (treść listu: http://wyborcza.pl/1,76842,11633916,Profesor_do_mlodych__wyksztalconych_bezrobotnych_.html).

Pozytywnym zjawiskiem jest zacieśnianie się więzi pomiędzy uczelniami a lokalnym biznesem. Uczelnie otwierają się na potrzeby lokalnego rynku, czego efektem są tzw. kierunki zamawiane czy też programy stażowe wynikające z porozumienia uczelni z wybranymi firmami. 

BEZROBOTNY WINNY BEZROBOCIA?

Studenci często mają żal do swoich uczelni, ponieważ w ramach programów studiów oferują zbyt wiele teorii, a za mało praktyki. Cóż wobec tego zrobić? Poszukać możliwości odbywania praktyki w innym miejscu. W trakcie studiów osoba aspirująca do wejścia na rynek pracy ma niepowtarzalną okazję, by spróbować swoich sił w różnych miejscach pracy, zachowując jednocześnie możliwość odbywania krótkich 2-3 miesięcznych praktyk czy staży. W ten sposób możemy szybko się przekonać jakie środowisko pracy, jaka branża, jaki typ przedsiębiorstwa najbardziej nam odpowiada. Poza sytuacją odbywania stażu, rynek pracy z trudem wybacza tak krótkie okresy zatrudnienia. Student więc może robić to, czego nie wypada etatowemu pracownikowi, który musi w swoim CV wykazywać możliwie najdłuższe okresy zatrudnienia (co jest dobrym prognostykiem z perspektywy przyszłego pracodawcy). 

Obecni studenci i absolwenci aktualnie poszukujący pracę wkraczają na trudny rynek pracy, zwany ,,rynkiem pracodawcy". Termin ten oznacza, że to pracodawcy mają komfort wyboru pracowników (których jest wielu), a nie kandydaci pracodawców (sytuacja taka miała miejsce m.in. w 2007 roku, gdy bezrobocie było niskie, a firmy walczyły o pracowników). To pracodawca stawia warunki, może windować wymagania i przebierać w aplikacjach. Należy więc odpowiednio przygotować się do poszukiwania pracy, a najbardziej skuteczną strategią będzie nabywanie pierwszych doświadczeń podczas praktyk i staży. Także tych bezpłatnych, z czym trzeba się liczyć, ponieważ w dobie spowolnienia gospodarczego mniej firm decyduje się na opłacanie stażystów. Nie zapominajmy także, co jest nadrzędnym celem stażu - nie zarobek, ale doświadczenie spójne z wizją przyszłej drogi zawodowej studenta.


OSZUKANE OSZUSTWO

Szumne tytuły artykułów o ,,oszukanym" lub ,,straconym" pokoleniu nie oddają w pełni rzeczywistości - manipulują atrakcyjnymi dla mediów skrawkami większego obrazu, który bynajmniej nie przedstawia absolwentów pogrążonych w beznadziei. Nie pisze się o prawdziwej przyczynie zmiany sytuacji studentów - choćby poziom kształcenia utrzymywał się na tym samym pułapie, to i tak mamy do czynienia obecnie z zupełnie inną sytuacją na rynku pracy i w gospodarce. Obietnice sukcesu, które były formułowane w czasach hossy, nie muszą się zdezaktualizować w czasach bessy. Sukces zawodowy jest możliwy nadal - mówimy ciągle o tym samym wykształceniu, zmienił się jedynie kontekst osiągnięcia tego sukcesu. Praca nie należy się studentom za sam fakt posiadania indeksu - trzeba powiedzieć to jasno. Na pracę trzeba najpierw... zapracować.

poniedziałek, 15 października 2012

Just in time!

KANDYDAT:

Buduje plan całego dnia wokół tego jednego spotkania. Prasuje koszulę, dobiera spodnie, marynarkę, pastuje buty. Stara się wyjść wcześniej z pracy lub z domu - boi się, że autobus się spóźni, tramwaj nie przyjedzie, trafi na korki. Uff... udało się, przyjechał przed czasem. Natychmiast znalazł siedzibę firmy. Jest nawet kilkanaście minut przed czasem - dumny z siebie wchodzi do budynku, by zastukać do drzwi Działu Personalnego, gdzie z pewnością czeka na niego (i tylko an niego) rekruter.

REKRUTER:

Telefony dzwonią od rana - jeden za drugi, a jeszcze więcej trzeba ich wykonać. Na biurku piętrzą się dokumenty związane z rutynową pracą, do tego dochodzą kwestionariusze do wywiadu telefonicznego i dokumenty aplikacyjne. Plan dnia? Nie ma planu dnia. Są elementy stałe, takie jak rozmowy rekrutacyjne, a między nimi na szybko sporządza się profile kandydatów, ,,wydzwania się" kolejnych i próbuje się w międzyczasie odświeżyć umysł przed kolejnym spotkaniem. Na szczęście do kolejnego spotkania jeszcze 20 minut...

I wtedy wchodzi on - kandydat.

Dochodzimy teraz do sedna - kandydaci są umawiani na konkretne godziny spotkania (,,proszę przyjść na 12.00" a nie ,,proszę przyjść między 11.30 a 12.30"), po to, by rekruter mógł wpleść tą rozmowę w swój rytm dnia i - co najważniejsze - solidnie się przygotował do tego spotkania. W przypadku, gdy kandydat przychodzi z dużym wyprzedzeniem, są dwie opcje: albo rekruter w uprzejmości swojej rozpocznie spotkanie wcześniej (nie mamy pewności, czy będzie solidnie przygotowany - w końcu kandydat zabrał mu te 20 minut), albo kandydat będzie musiał cierpliwie poczekać w miejscu dowolnie wyznaczonym.

Zdecydowanie w dobrym guście jest przyjście - po prostu - na czas, czyli ani za wcześnie, ani za późno.

Rozmowa kwalifikacyjna, czyli mowa sprzedażowa

Jakiś czas temu miałam okazję przeprowadzać rozmowę z kandydatem na stanowisko handlowca. Rozmowa przebiegała przeciętnie, ale co najbardziej zapamiętałam z tamtego spotkania: gdy zapytałam kandydata o jakąś podstawową kwestię maglowaną przez wszystkie poradniki traktujące o rozmowach w sprawie pracy, to odpowiedział coś, co mnie zaskoczyło:

Ja: Proszę opowiedzieć, co pana może wyróżniać na tle innych kandydatów.
Kandydat: Hmm... nie wiem, trudno powiedzieć, nie przygotowałem się na to pytanie.

Ja (nie mogąc się powstrzymać): Spotkaliśmy się w sprawie stanowiska typowo sprzedażowego, nie sądzi pan, że ta rozmowa powinna być właśnie sprzedażowa? Powinien pan nam właśnie sprzedawać siebie.

Kandydat przytaknął, bo cóż innego miał zrobić?

Historia ta pokazuje nam jednak oblicze rozmów rekrutacyjnych, o którym często kandydaci zapominają. Starając się o pracę, powinniśmy mieć rękawy - wręcz - wypchane asami w postaci naszych sukcesów, mocny stron, niestandardowych umiejętności i nieprzeciętnej wiedzy. Starając się o posadę, powinniśmy mieć przygotowaną konkretną ofertę (sprzedażową) dla potencjalnego pracodawcy (nabywcy).

REKRUTACJA JAK PRZETARG

W rzeczywistości oferta pracy zamieszczona w prasie czy internecie, jest zaproszeniem do uczestnictwa w przetargu na dostawcę usług, które pracownik będzie świadczył na rzecz swojego pracodawcy.

Jak się więc startuje w przetargach?

Przede wszystkim zapoznajemy się z założeniami przetargu, a mianowicie za czyje usługi pracodawca chce płacić. Należy się więc dokładnie wczytać w treść ogłoszenia.

Dokumenty aplikacyjne w tym wypadku są wstępną ofertą - w CV i liście motywacyjnym udowadniamy potencjalnemu pracodawcy, że nasza kandydatura jest warta większej uwagi. Dokumenty aplikacyjne, jak oferta przetargowa, powinny być starannie i estetycznie przygotowane oraz - co najważniejsze - treściwe.

Do finału zbliża nas rozmowa kwalifikacyjna, kiedy to mamy okazję sprzedać naszą ,,ofertę" pracy jako najlepszego kandydata.

NADMIERNA SKROMNOŚĆ VS PRZEROŚNIĘTE EGO

Niestety, wielu kandydatów - nie wiedzieć czemu - strzela do własnej bramki, pomniejszając swoje zasługi podczas rozmów kwalifikacyjnych. Potrafią z powodzeniem wdeptać w ziemię swoje najciekawsze pomysły i projekty, byleby się nie musieć nimi chwalić. Jest to jeden z najczęstszych grzechów uczestników rozmów rekrutacyjnych - grzech zaniechania, bądź też spychania swoich zasług na cudze barki.

Kandydaci mylą nadmierną skromność z pokorą, która w racjonalnych dawkach jest często pożądana u kandydatów. Warto więc się chwalić, ale z umiarem.

Należy pamiętać, by nie popaść z jednej skrajności w kolejną skrajność. Zbyt duża pewność siebie, która często idzie w parze ze znacznie wygórowanymi oczekiwaniami finansowymi jest czymś, z czym z pewnością żaden rekruter nie chce się spotykać.

Starajmy się więc zachować złoty środek.

środa, 22 sierpnia 2012

W CV czas płynie inaczej

Osoby, które mają już pewne doświadczenie w rekrutacji wyrabiają w sobie osobliwy nawyk - otóż czytają Curriculum Vitae... od końca. To nie pomyłka, czyta się je od końca, a powód jest prosty - zwykło się w ramach CV zapisywać doświadczenie na zasadzie odwróconej chronologii. W celu prześledzenia przebiegu kariery zawodowej kandydata, osoba rekrutująca zaczyna śledzić jego życiorys od końca. 

Częstym błędem kandydatów aplikujących na stanowiska różnych szczebli organizacyjnych jest zapisywanie swojego doświadczenia w nieprzejrzysty sposób. Skupmy się dzisiaj wyłącznie na błędach związanych z zapisem czasu.

NIE-ODWRÓCONA CHRONOLOGIA

Dokumenty aplikacyjne sporządza się na podstawie ogólnie przyjętego schematu, który obejmuje m.in. zawieranie takich informacji jak posiadane wykształcenie, doświadczenie, zainteresowania, podstawowe dane osobowe itp. Utarło się również, że kolejne pozycje w częściach CV poświęconych wykształceniu i doświadczeniu zapisuje się w oparciu o zasadę odwróconej chronologii. Oznacza to, że data i opis ostatniego miejsca pracy znajduje się najwyżej w części opisującej doświadczenie zawodowe. Najniżej zaś, znajduje się nasze pierwsze doświadczenie czy też szkoła, o której pragniemy wspomnieć.

RAMY CZASOWE

Właściwie zapisane ramy czasowe określające odbyty czas pracy w danej instytucji, pozwalają na zweryfikowanie, czy kandydat spełnia kryteria postawione przez pracodawcę (przy czym nie zawsze wymogi te znajdują się w ofercie pracy, na którą aplikujemy!). Nieczytelny, nieprzejrzysty zapis rodzi niepotrzebny zamęt, dociekania - z pewnością nie służy on kamuflażowi niedostatecznego doświadczenia.
Optymalną formą zapisu ram czasowych jest podanie miesiąca i roku rozpoczęcia i zakończenia pracy. Zapis może wyglądać następująco:

09.2010 - 10.2012                Firma ABC 
                                             Stanowisko: Rzeczoznawca

Taki zapis pozwala dość precyzyjnie określić przedział czasowy, w których kandydat pracował na danym stanowisku. Niekorzystny byłby zapis, gdy podawalibyśmy wyłącznie lata pracy. Taka forma określania ram czasowych jest zbyt ogólna, każe osobie rekrutacyjnej dociekać ile wynosił rzeczywisty czas pracy kandydata. Zaokrąglenie doświadczenia do miesięcy jest wystarczającym uogólnieniem czasu zatrudnienia i z powodzeniem może zastąpić rozległy zapis z użyciem dni, miesięcy i lat.

Zapis z wyłącznym użyciem lat dopuszczalny jest z kolei podczas przedstawienia informacji o zdobytym wykształceniu. Wystarczającą jest forma:

2007 - 2010 Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu
                    Wydział Studiów Edukacyjnych
                    Pedagogika, spec. edukacja dorosłych i gerontologia
                   
 CZEGO NIE ROBIĆ?

CV ma jasno komunikować co, kiedy i gdzie kandydat robił - warto więc zadbać o to, by osoba rekrutująca nie miała cienia wątpliwości. Przeanalizujmy skutki niejasnego zapisu:

 Doświadczenie:
* 2009       ABC Company
                  Stanowisko: Sekretarka
* 2010       DEF Solution
                  Stanowisko: Asystentka prezesa
* 2012       GHI Partners
                  Stanowisko: Asystentka zarządu

Z powyższego zapisu nie wynika:
-  czy pomiędzy poszczególnymi okresami zatrudnienia były jakieś przerwy
- czy przejścia pomiędzy kolejnymi miejscami pracy były płynne (to też ma znaczenie)
- ile dokładnie trwały okresy zatrudnienia (czy miesiąc w 2009 roku, czy dwa lata w 2010 roku itd.)




wtorek, 21 sierpnia 2012

Rozmowa o pieniądzach

Dżentelmeni nie rozmawiają o pieniądzach... pod warunkiem, że nie szukają pracy.

Zazwyczaj pytanie o zarobki pada na końcu wywiadu telefonicznego lub "właściwej" rozmowy rekrutacyjnej. Pytanie jeszcze podczas wstępnego wywiadu telefonicznego pozwala na szybkie zweryfikowanie, czy jest sens spotykać się z kandydatem, tj. czy pracodawca jest w stanie zaspokoić oczekiwania finansowe osoby ubiegającej się o zatrudnienie. W przypadku, gdy podczas rozmowy telefonicznej kwestia zarobków nie zostanie poruszona, z pewnością pojawi się ona w kolejnym etapie rekrutacji, jakim będzie spotkanie rekrutacyjne.

Oczywistym jest, że na każdą rozmowę w sprawie pracy należy się solidnie przygotować. Niestety, wielu kandydatów nie przygotowuje się jednak na ostatnie, często najbardziej kontrowersyjne pytanie o oczekiwania finansowe. Skutkiem braku przemyślenia tej kwestii jest zaniżenie, bądź zawyżenie deklarowanych oczekiwań.

JAK SIĘ PRZYGOTOWAĆ DO ROZMOWY O ZAROBKACH?

1) ŻYĆ NA POZIOMIE
Wynagrodzenie spełnia kilka funkcji, jedną z nich jest zabezpieczenie pracownika i umożliwienie mu godnego życia na określonym poziomie. Przed rozmową rekrutacyjną warto określić ,,widełki", które pozwolą na życie na umiarkowanym, satysfakcjonującym poziomie (bez wegetacji, ale i bez przepychu).

2) ILE JESTEM WART
Błędem, powszechnym zwłaszcza pośród absolwentów i pracowników młodych stażem, jest znaczne zawyżanie swoich oczekiwań w stosunku do posiadanej wiedzy i doświadczenia. Do dziś pamiętam studenta jednej z uczelni technicznych, który nie posiadając jeszcze tytułu inżyniera, bez mrugnięcia okiem zażądał wynagrodzenia w kwocie czterech tysięcy złotych netto za pracę w wymiarze 3/4 etatu. Nadmienię, że pracownik ten nie posiadał doświadczenia ani w branży, ani na stanowisku, na które aplikował.

Pracodawca, zatrudniając pracownika - niejako - płaci za wykonywanie konkretnych usług przewidzianych w zakresie obowiązków przewidzianych dla danego stanowiska. Im lepszy, bardziej doświadczony, biegły i efektywny usługodawca (pracownik), tym większą otrzyma pensję. Wynagrodzenie jest więc uzależnione od hipotetycznych, przyszłych ,,zasług" kandydata.  Wyceniając swoją pracę, warto więc zastanowić się nad tym jak biegłym i doświadczonym będę pracownikiem oraz jakimi dodatkowymi, niestandardowymi, ale przydatnymi umiejętnościami dysponuję.

3) RAPORTY PŁACOWE
Wpisując w internetową wyszukiwarkę nazwę interesującego nas stanowiska oraz słowa ,,raport płacowy", w wynikach wyszukiwania otrzymamy linki do analiz wykonanych przez różne grupy doradcze. W raportach odnajdziemy średnie wynagrodzenia właściwe dla danego stanowiska, z uwzględnieniem różnych zmiennych, takich jak: wielkość przedsiębiorstwa, położenie, procent kapitału zagranicznego itp. W sieci można odnaleźć kilka raportów, które są dostępne bezpłatnie, bądź też wymagają opłacenia dostępu.

Niewątpliwą zaletą raportów płacowych jest to, że powstają one w oparciu o dość dużą grupę badawczą, czyli ilość przebadanych pod kątem danego stanowiska przedsiębiorstw. Należy jednak wziąć pod uwagę fakt, że w owej grupie badawczej może istnieć nadreprezentacja - przykładowo - dużych przedsiębiorstw ulokowanych w większych ośrodkach miejskich, które będą zawyżać średnią wynagrodzeń. 

4) FORA INTERNETOWE
Fora internetowe są kolejnym źródłem informacji o wynagrodzeniach, jednak również do nich należy odnosić się z pewnym dystansem. Fora internetowe sprzyjają anonimowości i formułowaniu subiektywnych wypowiedzi. Często osoby uważające się za pokrzywdzone, zabierają najwięcej głosu podczas internetowych dyskusji, dlatego też należy z rezerwą traktować różne skrajne wypowiedzi.

5) KONIEC JĘZYKA ZA PRZEWODNIKA
Informacji o wynagrodzeniach warto również zasięgnąć pośród osób z bliższego i dalszego otoczenia, zwłaszcza, gdy posiadamy znajomych w branży, która nas interesuje. Pytając o płace i porównując informacje, warto brać pod uwagę kilka zmiennych rzutujących na wielkość wynagrodzeń, a są nimi m.in. wielkość firmy, stosunek rodzimego i zagranicznego kapitału, branża, oferowane świadczenia pozapłacowe.


BEZPIECZNE WIDEŁKI

Gdy już przyjdzie nam stanąć twarzą w twarz z osobą rekrutującą i padnie sakramentalne pytanie o oczekiwania finansowe, warto zrezygnować z podanie jednej, ściśle określonej kwoty na rzecz elastycznych widełek. Unikniemy wówczas wyrzutów sumienia pojawiających się po rozmowie, wynikających z przypuszczeń, że podaliśmy zbyt dużą lub zbyt małą kwotę. Nie zapominajmy jednak dodać, że podana przez nas propozycja jest kwotą netto lub brutto. Tak dla pewności.

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Jaki tytuł e-maila w sprawie pracy?

Kandydaci wysyłając swoje aplikacje drogą elektroniczną z pewnością choć raz zadali sobie pytanie: co właściwie mam wpisać w tytule e-maila?

Z NUMEREM REFERENCYJNYM...

Sprawię ułatwiają oferty pracy opatrzone numerem referencyjnym. Numer referencyjny nadawany jest ogłoszeniom w celu łatwiejszej identyfikacji i selekcji napływających aplikacji. Nadawanie takiego oznaczenia jest szczególnie przydatne, gdy jedna firma prowadzi kilka procesów rekrutacyjnych w tym samym czasie. Odmienne numery referencyjne pozwalają więc na szybkie przyporządkowanie różnych dokumentów aplikacyjnych do konkretnych procesów rekrutacyjnych.

Znaczenie liter i liczb zawartych w numerze referencyjnym może być różne, jednak częstą prawidłowością jest oznaczenie dwoma cyframi miesiąca, w jakim ogłoszenie się ukazało, bądź też w jakim miesiącu ono obowiązuje. Dla przykładu, w numerze referencyjnym DGR/09/PO, ,,09" oznacza wrzesień. Takie oznaczenie jest często, choć nie zawsze, stosowane podczas prowadzenia procesów rekrutacyjnych.

LUB BEZ NUMERU...

W przypadku, gdy oferta pracy, na którą pragniemy odpowiedzieć nie jest opatrzona żadnym numerem referencyjnym, pozostaje nam ponowne dokładne wczytanie się w treść ogłoszenia. Niektórzy pracodawcy zamieszczają informację o sposobie sformułowania tytułu maila, prosząc - przykładowo - o wpisanie nazwy stanowiska i miasta, w którym chciałoby się podjąć pracę. Jeżeli twórca ogłoszenia nie pozostawił nam wskazówki odnośnie tytułu e-maila, warto zadbać, by nasze dokumenty aplikacyjne nie przepadły pośród dziesiątków innych wiadomości. Ważne jest, by temat maila już na pierwszy rzut oka jasno komunikował, o jakie stanowisko chcemy się ubiegać. Możemy sformułować temat wiadomości rozpoczynając go słowami: ,,Aplikacja na stanowisko..." lub - po prostu - wpisując samą nazwę stanowiska.

WARTO PAMIĘTAĆ

Firma, do której aplikujesz, może obecnie prowadzić wiele procesów rekrutacyjnych. Dla osoby rekrutującej wiąże się to z otrzymywaniem od kilku do kilkudziesięciu e-maili w sprawie pracy dziennie. Właśnie dlatego tak ważne jest jasne sformułowanie tematu Twojej wiadomości, bądź też podanie w nim numeru referencyjnego. Nie pozwól, by Twoje dokumenty aplikacyjne przepadły!