KANDYDAT:
Buduje plan całego dnia wokół tego jednego spotkania. Prasuje koszulę, dobiera spodnie, marynarkę, pastuje buty. Stara się wyjść wcześniej z pracy lub z domu - boi się, że autobus się spóźni, tramwaj nie przyjedzie, trafi na korki. Uff... udało się, przyjechał przed czasem. Natychmiast znalazł siedzibę firmy. Jest nawet kilkanaście minut przed czasem - dumny z siebie wchodzi do budynku, by zastukać do drzwi Działu Personalnego, gdzie z pewnością czeka na niego (i tylko an niego) rekruter.
REKRUTER:
Telefony dzwonią od rana - jeden za drugi, a jeszcze więcej trzeba ich wykonać. Na biurku piętrzą się dokumenty związane z rutynową pracą, do tego dochodzą kwestionariusze do wywiadu telefonicznego i dokumenty aplikacyjne. Plan dnia? Nie ma planu dnia. Są elementy stałe, takie jak rozmowy rekrutacyjne, a między nimi na szybko sporządza się profile kandydatów, ,,wydzwania się" kolejnych i próbuje się w międzyczasie odświeżyć umysł przed kolejnym spotkaniem. Na szczęście do kolejnego spotkania jeszcze 20 minut...
I wtedy wchodzi on - kandydat.
Dochodzimy teraz do sedna - kandydaci są umawiani na konkretne godziny spotkania (,,proszę przyjść na 12.00" a nie ,,proszę przyjść między 11.30 a 12.30"), po to, by rekruter mógł wpleść tą rozmowę w swój rytm dnia i - co najważniejsze - solidnie się przygotował do tego spotkania. W przypadku, gdy kandydat przychodzi z dużym wyprzedzeniem, są dwie opcje: albo rekruter w uprzejmości swojej rozpocznie spotkanie wcześniej (nie mamy pewności, czy będzie solidnie przygotowany - w końcu kandydat zabrał mu te 20 minut), albo kandydat będzie musiał cierpliwie poczekać w miejscu dowolnie wyznaczonym.
Zdecydowanie w dobrym guście jest przyjście - po prostu - na czas, czyli ani za wcześnie, ani za późno.
inteligentny wpis
OdpowiedzUsuń